Sądząc po oględzinach, nie ja pierwsza starałam się dać mu nowe życie. Ledwo dychało, gdy mąż przyniósł mi je ze - nie bójmy się tego określenia - śmietnika. Jednak uparłam się reanimować tego pacjenta w daleko posuniętej agonii i nadać mu nowy image.
Najłatwiej byłoby je po całości machnąć farbą, ale ja nie chciałam tego robić. Olśnienia doznałam którejś z bezsennych ostatnio nocy – MOZAIKA ze sklejki na blacie! I się zaczęło. Mierzenie, projektowanie, wycinanie projektu z papieru, dopasowywanie… Żeby tego było mało, wymyśliłam jeszcze fugę między wklejonymi elementami. Na doby początek odnowiłam stolarkę i dorobiłam półeczkę ze sklejki. Gdyby nie FABRYKA PASJI , pewnie do dzisiaj wycinałabym ręcznie elementy mozaiki. Dzięki pomocy chłopaków z Fabryki, udało się na frezarce numerycznej dość sprawnie (sami zobaczcie jak to szybko szło) powycinać wszystkie elementy. No, prawie szystkie... Nigdy z matmy orłem nie byłam i musiałam się machnąć przy obliczeniach, bo elementów wyszło mi jakoś dziwnie mało, a nie za bardzo miałam jak drugi raz jechać do Fabryki i sklejka też mi się skończyła. Na kolejny dzień miałam umówionego fotografa na sesję moich mebli i musiałam jakoś wybrnąć, bo kolejna nie wiadomo kiedy... to była wystarczająca motywacja. Dokupiłam w sklepie budowlanym kawałek sklejki i docięłam resztę sama, kawałek po kawałku, brzeszczotem, a potem każdy kawałeczek dopieszczałam papierem ściernym. Potem trzeba było przebrnąć przez kilkukrotne lakierowanie i wygładzanie, żeby było róno, gładko, trwale i żeby fuga nie wżarła się w sklejkę. Noc mnie zastała na tym fugowaniu, ale dałam radę.
Czy warto było tego pacjenta uratować? Oceńcie sami. A może macie go ochotę zaprosić do swojego domu/ salonu/ dziecięcego pokoju? Biureczko poleca się! Możesz je kupić tutaj
Ps. Mimo wszystko coś czuję, że nie ostatni raz robiłam taką mozaikę:)
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article