Pan, od którego kupiłam to krzesło, zapewne nieźle się ubawił (swoją drogą fajnie mieć poczucie, że poprawiło się komuś humor lub chociaż na chwilę zburzyło monotonię dnia). Nie, krzesło nie było wcale zielone i to nie od jego koloru tytuł tego posta. Pan, który mi je sprzedał, nie handlował meblami tylko… szczypiorkiem. A na owym krzesełku po prostu sobie przysiadał, gdy klientów nie było w pobliżu, lub gdy się zmęczył staniem. A ja… szłam sobie giełdowymi alejkami, kończąc już właściwie swą niedzielną giełdową rundę, jak rzucił mi się w oczy, a właściwie rzuciło – bo nie Pan - tylko to krzesło. Dzierżąc pod pachą stary dziecięcy wózek i oczywiście okazjonalnie kupioną szafeczkę, wprawiona w znakomity humor udanymi łowami, zoczyłam je. Ośmielona wcześniejszymi negocjacjami, bez wahania zagaiłam, czy Pan sprzeda mi krzesełko na którym właśnie… siedzi. Oczywiście, Pan nieco się zdziwił, zaśmiał, znowu zaśmiał i jeszcze raz zdziwił i chyba dlatego, że został wzięty z zaskoczenia, rzucił – pewnie, niech Pani da dyszkę i bierze. Zaraz sobie kupię inne. Nie czekając, aż się rozmyśli wyszarpałam z portfela ostatnią dyszkę, dałam Panu i poszłam z krzesełkiem w długą, oczywiście dziękując i uśmiechając się serdecznie i najszczerzej na świecie. I tak chyba wszyscy byli z tej transakcji zadowoleni, bo Pan rzucił na odchodnym: "może powinienem meble spzedawać, kupiłem je za pięć złotych".
A tak wygląda krzesełko po renowacji. Nie, nie jest zielone. Siedzisko i oparcie w kolorze „kamienna grota” - farba kredowa, czyli taki brudny, zgaszony turkus z nutą szarości. Na wykończnie wosk. Reszta naturalna, zabezpieczona olejem lnianym i również zawoskowana.
Takie właśnie historie mi się przytrafiają podczas wyszukiwania mebli i innych przedmiotów. Niech ten blog będzie miejscem i na nie. W końcu vinteco to dizajn z historią:)
zielono mi :)
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article
thanks article thanks thanks article